2 XI – Dzień Zaduszny – Modlitwa za zmarłych
Mogłoby się wydawać, że kwestia życia pozagrobowego, która mocniej staje nam przed oczami w listopadowym czasie, przeraża. Jednakże patrząc głębiej, powinniśmy dojść do zupełnie innego wniosku.
Był chłodny listopadowy dzień. Stałem nad grobem moich dziadków, a krople zimnego deszczu spływały mi po policzkach niczym łzy. Wspominałem.
Dziadkowie mieszkali daleko, trzeba było jechać około 600 km, stąd wizyty u nich miały dla mnie szczególne znaczenie. Dziadek – tak go zapamiętałem – był ciepłym człowiekiem. Lubił żartować. Kiedy kończyłem szkołę podstawową, zaszczepił we mnie bakcyla fotografii. Chodziliśmy razem na spacery po Sosnowcu, podczas których uczył mnie robić zdjęcia – ustawiać ostrość i kadrować. Później w łazience (prowizorycznej ciemni) wywoływaliśmy filmy, oglądając efekty naszej pracy. Powiększalnik był częściowo kupiony, częściowo własnej roboty.
Babcia – drobniutka, ale zawsze kochana i pogodna. Opowiadała mi dzieje rodziny, szczególnie zaś lubowała się we wspominkach o czasach, kiedy z dziadkiem, tatą i ciocią jeździli na letnisko. Kochałem te historie. Zawsze podczas opowiadania babcia czule głaskała mnie po głowie. Nazywała na mnie „Pawlisko” – no bo jak można mówić „Pawełek” na wyrośniętego już chłopaka. Byłem z tego dumny, wtedy jako dorastający chłopak czułem się starszy, bardziej dorosły.
Teraz zimny deszcz był gorzkim zaprzeczeniem uczuć do moich kochanych przodków, które nosiłem w sercu. Jakby chciał udowodnić, że to już koniec, że później nie ma już nic. Tymczasem… umarli zmartwychwstaną! Wierzymy w to jako chrześcijanie. Jezus Chrystus jest pierwszym, który przeszedł przez śmierć, zwyciężając jej potęgę! Śmierć została pokonana na krzyżu! Śmierć umarła w śmierci Jezusa. Dlatego my już tak naprawdę nie umieramy! Choć dobiega koniec ziemskiej wędrówki, to „życie Twoich wiernych, Panie, zmienia się, ale się nie kończy” – śpiewamy w prefacji Mszy Świętej pogrzebowej. Dlatego stojąc nad grobem dziadków w strugach zimnego listopadowego deszczu, czułem się jak człowiek nadziei. Miała ona źródło nie we mnie, ale poza mną – w Bogu, jedynym prawdziwie żyjącym; w tym, który nas stworzył do życia w nieśmiertelności, do życia wiecznego we wspólnocie z Nim.
Nie zapomnę do końca życia pogrzebu młodego chłopaka. Miał 20 lat, zginął tragicznie w wypadku. Kiedy przyszedłem do kaplicy cmentarnej, zobaczyłem jego młodych rodziców, siostrę i kolegów. Wszyscy zapłakani i w głębokim bólu, ledwo trzymali się na nogach. Rozpocząłem Eucharystię. I oto po czytaniu i psalmie przyszedł czas na śpiew „Alleluja”. Organista zaintonował go czystym, mocnym i radosnym głosem. Wierzymy w zmartwychwstanie! – wydawało się brzmieć w murach kaplicy cmentarnej. Jezus żyje! I choć to wyznanie wiary nie umniejszyło bólu z powodu odejścia bliskiej osoby i łzy nadal płynęły po policzkach, były one już nie tylko wyrazem smutku, ale także nadziei. Chrześcijanin otrzymał bowiem szczególną łaskę wiary w istnienie życia po życiu. Nikt z nas nie ma pewności, ale owo „wierzę” wypowiadamy w niedzielę podczas mszalnego „Credo”: „wierzę w zmartwychwstanie ciała i życie wieczne. Amen”.
Świadomość życia wiecznego i faktu, że Jezus umarł na krzyżu i zmartwychwstał, coraz bardziej mnie fascynuje. Sześć lat studiowałem to zagadnienie w seminarium, później tyle razy mówiłem o nim w kazaniach i nagle również do mnie ono dotarło: Jezus pokonał śmierć! Jeśli pokonał, to znaczy, że śmierć nie ma już nad nami władzy. Nie muszę więc się jej lękać!
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie się lękał pokonanego. Boimy się tylko zwycięzców, którzy są od nas silniejsi. Dlatego Jezus przyjął wobec nas postać sługi, by w pokoju przynieść nam dar życia wiecznego. Może zabrzmi to zbyt zwyczajnie, ale moje życie nabiera innego sensu właśnie dlatego, że Jezus zmartwychwstał! Wiem, dla wielu nie ma to najmniejszego znaczenia, ale dla mnie zmienia wszystko. Jest życie! Dlatego stojąc nad grobem moich dziadków, mogłem patrzeć z nadzieją na umieszczony na nim krzyż. My zmartwychwstaniemy! Dziadkowie żyją, ale po drugiej stronie. To, że ich nie widzę, stanowi tylko ograniczenie mojej ludzkiej natury. Oni żyją!
Zawsze po śmierci danej osoby gromadzimy się w kościele, by odprawić Mszę Świętą w intencji zmarłego. Modlitwa podczas pogrzebu składa się z pięknych słów, w których mówimy: „aby zostały odpuszczone mu grzechy, które popełnił z ludzkiej ułomności”. Wszyscy jesteśmy grzesznikami, dlatego po śmierci chcemy modlić się za tych, którzy odeszli. Modlić się, ponieważ żyją. Gdyby faktycznie umarli, w znaczeniu „nie żyli w sensie ostatecznym”, nasza modlitwa nie miałaby sensu. Byłaby absurdalna, gdyby nie było życia wiecznego.
Święci ostatnich czasów, choćby Siostra Faustyna i Ojciec Pio, wspominali o osobach, które przychodziły do nich po śmierci z prośbą o modlitwę. Po modlitwie wstawienniczej, Eucharystii odprawionej w intencji zmarłego, pojawiali się jeszcze raz, dziękując i mówiąc, że już opuścili czyściec i teraz oglądają Boga. Brzmi to jak bajka dla dzieci, niestworzona historia, sience fiction, jednak tak w Kościele jest. Błogosławiona tradycja zamawiania Mszy Świętych za zmarłych z okazji rocznicy śmierci, urodzin czy imienin, również mszy gregoriańskich (odprawianych w intencji zmarłego przez trzydzieści następujących po sobie dni) jest niesamowitym dobrodziejstwem wobec osób, które już od nas odeszły. Możemy ofiarować za nie także odpusty. Dusze czyśćcowe nie mogą bowiem pomagać sobie wzajemnie. Nie leży to w ich możliwości.
Katechizm Kościoła Katolickiego naucza, że „Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są jeszcze całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba. To końcowe oczyszczenie wybranych, które jest czymś całkowicie innym niż kara potępionych, Kościół nazywa czyśćcem. Kościół zaleca za zmarłych jałmużnę, odpusty i dzieła pokutne” (KKK, 1030-1033). W innym miejscu czytamy, że „duchowe dobra płynące z komunii świętych nazywamy także skarbcem Kościoła. Nie jest on zbiorem dóbr, gromadzonych przez wieki na kształt materialnych bogactw, lecz nieskończoną i niewyczerpaną wartością, jaką mają u Boga zadośćuczynienia i zasługi Chrystusa Pana, ofiarowane po to, by cała ludzkość została uwolniona od grzechu i doszła do łączności z Ojcem. Stanowi go sam Chrystus Odkupiciel, w którym są i działają zadośćuczynienia i zasługi płynące z Jego odkupienia. Ponieważ wierni zmarli, poddani oczyszczeniu, także są członkami tej samej komunii świętych, możemy pomóc im, między innymi, uzyskując za nich odpusty, by zostali uwolnieni od kar doczesnych, na które zasłużyli swoimi grzechami” (KKK, 1476 i 1479).
Mogłoby się wydawać, że kwestia życia pozagrobowego, która mocniej staje nam przed oczami w listopadowym czasie, przeraża. Jednakże patrząc głębiej, powinniśmy dojść do zupełnie innego wniosku. Po śmierci jest życie! Bóg żyje! Dlatego jeśli uczestniczymy w Bożym życiu, nie musimy lękać się śmierci.
br. Paweł Teperski OFMCap